Lecą, lecą
liście z drzewa
żółte i czerwone,
kręcą, kręcą się
żółte i czerwone,
kręcą, kręcą się
w powietrzu,
W tę i w tamtą stronę.
W tę i w tamtą stronę.
Szur, szur,
szur, szur,
szu, szu, szu!
szu, szu, szu!
Nastała jesień, przynajmniej u nas :) Dziś
po tygodniowym posiedzeniu domowym z powodu choróbska Zofi w końcu wyruszyłyśmy na spacer, i już w domu
poczułam że nastała kolejna pora roku. Zanim zapakowałam Zosię w jej
ubrania plus odzież wierzchnią, pięć razy zdążyłam się spocić i zsapać, przy
okazji około 3 razy obleciałam całe mieszkanie wzdłuż i wszerz goniąc swoje
dziecko a to z jednym butem, a to z do połowy ubranymi rajstopami a na końcu w
poszukiwaniu czapy , którą Zofia skrzętnie gdzieś ukryła. Jak wydostałam się z
klatki odetchnęłam pełną piersią i stwierdziłam po raz milionowy że nie lubię
jesieni, a zimy to już w ogóle.
Przypomniała mi się opowieść kolegi, za czasów
gdy byłam jeszcze bezdzietna, o tym jak to wybierał się z dwójką brzdąców na
sanki. Po całościowym zapakowaniu i obwiązaniu dzieci szalikami z każdej
strony, pozapinaniu kombinezonów i pozawiązywaniu butów (chłop oczywiście już
cały zmachany jednak zadowolony, że dzieci gotowe do wyjścia) nagle słyszy:
"Tato ...kupę...".
Ależ miałam wtedy ubaw...dziś chyba bym
się już tak nie śmiała :)
Pięknie wyglądacie :) U nas zbieranie się na spacer już wygląda jak najcięższa przeprawa i zanim wyjdziemy jestem upocona cała... ale radzimy se :D
OdpowiedzUsuńnie pocieszę ani siebie ani Ciebie ...przed nami ZIMA :O :)
OdpowiedzUsuń