środa, 17 września 2014

Dopadło i nas...

Przez 9 miesięcy życia Zosi mieliśmy spokój, ani razu nam nie chorowała, nie kichała, nie prychała nie kaszlała i ogólnie nic z tych rzeczy, aż i nas dopadlo :(
Od wczoraj Zosia przechadza się po mieszkaniu z wiszącym gilkiem u nosa i za cholere nie pozwala go sobie "zabrać". Frida to od dwóch dni jej wróg numer jeden, na sam jej widok zabiera nogi za pas i ucieka (widok kosmiczny hahhaha) nie musze chyba pisać, jakie okrzyki i wrzaski towarzyszą czyszeniu nosa, powiem tylko tyle, że  do śmiechu mi zdecydowanie nie jest :) Zosia krzyczy tak jakby conajmniej kazano jej rodzić bez znieczulenia, co wzbudza u mnie ogromne wyrzuty sumienia, tak więc wyciągnie gilków zleciłam Małżowi ( robi to z zamkniętymi oczami hahaha ).  Jutro lecim do lekarza, aż się boje, bo pewnie dopiero tam Zośka pokaże na co ją stać :0
Nie ma co ukrywac zwykły katar dla takiego maleństwa to jednak katorga, nie ma jak oddychac, nie ma jak ssać smoczusia, ani jak jeść, o spaniu nie wspomnę...
Tak więc kochani bezdzietni, śpijcie słodko wtuleni w swoje ciepłe kołderki, podusie lub ciała mężów, niemężów i wszystkich innych łóżkowych tubylców, delektując się ciszą i spokojem a co najważniejsze nieprzerwanym aż do rana snem.

Ja tymczasem uciekam do wyrka bo za jakieś całe 0,5 h czeka mnie pobudka, i tak do rana ...

A tu jak zwykle fotencja, tym razem mojego padniętnego Gilka :)



6 komentarzy: