Po moim 11-dniowym cierpieniu i zbawiennym ściągnięciu szwów w które jak się okazało został wszyty nerw wkońcu zaczęłam dochodzić do siebie , tak więc postanowiłam wybrać się z Zosią i małżem na krótki spacer :) Zapakowaliśmy Zośkę tak że ledwo się ruszała, a z wózka widać było jedynie jej oczęta i nos :) myślałam, że świerze powietrze zadziała na nią nasennie i padnie koło 20... teraz jest 22.29 Zosia ma oczy jak 5 złotych i chyba nie ma zamiaru oddalać się do Morfeusza ;/
Ah jakie to były bezproblemowe i ciche spacery w czasie, kiedy misiaki były w wieku Zosi :P Zasypiały praktycznie po przekroczeniu drzwi wejściowych. A teraz? Nie muszę chyba mówić hihi. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńTrochę miała wrażeń może dlatego nie chciało jej sie spać :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Serdecznie :* :)