Plany były uderzenia na Wrocławskie ZOO, ale że pogoda tam nie dopisała, a my już byliśmy naszykowani to wylądowalismy w naszym ZOO :)
Zośka w 7-mym niebie, prawie całe ZOO schodziła własnymi nogami, miała tyle frajdy, że nawet swoją drzemkę postanowiła odroczyć na czas późniejszy, bo przecież nic jej nie mogło ominąć :)
Serce Zosi skradły małpy, co nas wcale nie zdziwiło :) UU AA a nie było końca i dwa razy wracala do pawilonu gdzie owe małpy pomieszkiwały :)
Po powrocie do domku i Babcinym rosółku Zosia właśnie padła, tylko ciekawe o której szanowna dama teraz się obudzi, coś czuję że dziś nie obędzie się bez nocnych wojaży :)
Mnie i Małża ewidentnie dopada starość, czujemy się jak po jakimś maratonie... do końca dnia lezymy brzuchami do góry :)
Wiesz że mieszkałam kilka lat w Kato, nawet na Tysięclatce, potem kilka lat w Chorzowie i nigdy w tym ZOO nie byłam... w Parku to i owszem, ale nigdy w ZOO. Jak tylko Alicja będzie w bardziej kumatym wieku to się wybierzemy :)
OdpowiedzUsuńA my od kilku lat jestesmy co roku :) taka juz mala tradycja zeby w sezonie letnim zaliczyc zoo :)
OdpowiedzUsuń